Niewinność Jezusa
Tekst jest fragmentem książki Marii Szamot "Droga krzyżowa Niewinnego", która ukazała się nakładem wydawnictwa W drodze.
O niewinności Syna Bożego nie można myśleć tak, jak się myśli o niewinności człowieka: że korona cnót, że urocza, że przemija, że groźny jest dla niej kontakt ze złem świata, a nawet z jego bogactwem, że jest bezradna wobec jego złożoności… Żadne z tych spostrzeżeń nie będzie tu prawdziwe. W wypadku człowieka niewinność jest jednym z jego wspaniałych, lecz niekoniecznych przymiotów. Utrata jej nie oznacza zmiany na poziomie jego natury. W wypadku Jezusa niewinność umocowana jest w Jego istocie i stanowi, by tak rzec, filar Jego osobowości. To sprawia, że choć co do swej istoty pozostaje ta sama, jest inna w swym charakterze, własnościach, sposobie manifestowania się. Niewinność człowieka ponosi porażkę, gdy tylko wyciągnie on rękę po „owoc z drzewa poznania dobra i zła”, podczas gdy niewinność Jezusa pozostaje niewzruszona, niezależna od okoliczności i żadne poznanie jej nie nadwątli. Niewinność jest Jego cechą konstytutywną. Jest z Nim tożsama.
Czym jest niewinność?
W tym zwykło się mówić metodą a rebours, to znaczy powołując się na liczne przykłady tego, co niewinnością na pewno nie jest. Nawet Chrystus Pan, mówiąc o swej niewinnej naturze, posłuży się nieco innym, ale też przeczeniem: „Nie ma on [szatan]… nic swego we Mnie” (J 14,30b). Tutaj tej metody nie da się zastosować, bo celem naszym jest nie tylko uchwycenie fenomenu niewinności jako takiej, ale też uporządkowanie czy nawet stworzenie pewnej typologii sytuacji, w których to pojęcie się pojawia po to, by uzyskać swego rodzaju tło dla namysłu nad niewinnością Odkupiciela. Niewinność jest pojęciem, które wymaga sprecyzowania, gdyż stosuje się je najczęściej w sposób intuicyjny lub metaforyczny i to częstokroć w sytuacjach, które z rzeczywistą niewinnością mają niezbyt wiele wspólnego. Źródłowo oznacza brak winy, nieobciążenie winą, ale jej zakres znaczeniowy jest o wiele szerszy. Zacznijmy od najsłabszych, frazeologicznych zastosowań terminu. Niewinna psota, niewinny uśmiech, niewinny gest to zachowania, za którymi nie stoi żadna ukryta intencja. Są proste, jednoznaczne, wyczerpują się na sobie samych i niczego więcej nie należy im przypisywać. Są pozbawione istotnych konsekwencji. Miano niewinności przysługuje im właśnie z tej racji, że nie ma w nich drugiego dna, nie ma zamysłu, który mógłby stać się furtką dla krzywdy, fałszu, niegodziwości. Jeszcze nie tak dawno było w użyciu określenie niewinny młodzieniec albo niewinne dziewczę, które odnosiło się do ludzi młodych, żywiących idealistyczne przekonania i nieświadomych tego, że ludzki świat może być brudny, odrażający i pełen fałszu. To znaczenie niewinności bliskie jest niezbrukaniu, a trochę też nawiązuje do naiwności wynikłej z braku życiowego doświadczenia.
Niewinność zle widziana
Niewinność, którą konstatuje się w odniesieniu do konkretnych sytuacji życiowych, ma już większy ciężar. Gdy jakiś żywioł przyrody pustoszy ludzkie siedziby, fale tsunami zalewają ludne wybrzeże lub huragan o wielkiej sile wyrywa drzewa i zmiata z powierzchni ziemi budynki i samochody, wtedy nieodmiennie media donoszą o niewinnych ofiarach kataklizmu. Wśród tych ofiar mogą być zarówno zbrodniarze, jak i święci, ale słysząc taki komunikat, rozumiemy, że ich „niewinność” odnosi się tylko do tej konkretnej sytuacji. Do żywiołu, który nie wiedzieć czemu, akurat im zabrał życie lub mienie. Nie zasłużyli na to jakoś szczególnie, nie zapracowali, a jednak. Podobnie, gdy mowa o niewinnych ofiarach wojny albo terroryzmu, wiemy, że chodzi o tych, których zabito, mimo że nie walczyli po żadnej ze stron konfliktu. Poza przypadkową obecnością w pewnym miejscu ofiary nie dały obiektywnego powodu, by ponosić konsekwencje niefortunnego zdarzenia. W tym sensie były rzeczywiście niewinne. Analogicznie rzecz się ma z niewinnością wobec prawa. Można być skończonym łobuzem, a jednocześnie niewinnym, to znaczy niewinnie oskarżonym lub osądzonym, ale tylko w świetle konkretnych paragrafów. Sąd lub prokurator nie oceniają bowiem sylwetki moralnej oskarżonego, a jedynie jego udział w danej sprawie, no i mogą się tutaj pomylić. W przywołanych tu sytuacjach mówimy więc o niewinności pojmowanej jako stan nienależnej odpłaty albo niezawinionej opresji. Obraz zaczyna się komplikować, gdy wkraczamy na grunt moralności, gdzie niewinność zyskuje znaczenie wartości moralnej i jako taka może i powinna stać się przedmiotem świadomego wyboru. Może i powinna, ale nie jest, bo nie kwestionowane uznanie, jakim cieszyła się zawsze, nawet w starożytności, wyparowało z naszej kultury, a ona sama z naszego zasobu pojęć. Jeszcze z grubsza wiemy, czym jest, ale już nas nie obowiązuje. Są środowiska, gdzie niewinność deprecjonuje. Nie stworzyliśmy przekonującego wzorca niewinności, który oddziaływałby na wyobraźnię, popychał do naśladownictwa. W masowej wyobraźni czai się natomiast lęk przed niewinnością, ponieważ bezrefleksyjnie utożsamia się ją z odmową uczestniczenia w normalnym życiu, z odrzuceniem ludzkiego wzorca egzystencji i rezygnacją z najprostszych radości, a nawet z powołania. W hagiografiach dawnych świętych znaleźć można przykłady osobowości skoncentrowanych bez reszty na zabieganiu o nią poprzez radykalne odseparowywanie się od wszelkich form zła (pustelnicy), wyniszczającą walkę z pokusami (skrajna asceza), z własną słabością (ćwiczenia duchowe)… Niespieszno nam dziś do tak ekstremalnych posunięć. Owszem, u tamtych też różnie to wyglądało. Czasem przybierało postać swoistej nerwicy natręctw, innym razem było świadectwem piramidalnej naiwności.
Niewinność a czystość
Ale jednak u źródła tych wysiłków była bezcenna, niesłabnąca tęsknota za niewinnością. Niewinnością, która jest miejscem naszego najintensywniejszego podobieństwa do Stwórcy i to nawet wtedy, gdy wydaje się śmieszna, znerwicowana, dziecinna…Czy więc w tym nieprzekonującym obrazie niewinności, jaki dziś w sobie nosimy, nie kryje się jakieś kłamstwo, jakaś jej karykatura, którą przyjęliśmy za portret? Wartości moralne mają to do siebie, że domagają się od nas realizacji. Ktoś, kto naprawdę wejrzał w istotę sprawiedliwości, będzie odczuwał powinność bycia sprawiedliwym. Co więcej, będzie starał się w tym kierunku doskonalić. Ktoś, kto rzeczywiście ceni sobie uczciwość, będzie się starał, by samemu być krystalicznie uczciwym. Ktoś, kto ma szacunek dla prawdy, będzie podejmował starania, by prawda przepajała każdą dziedzinę jego życia. Bo tym są wartości moralne: wzorcami doskonałości, w zetknięciu z którymi budzi się w nas poczucie powinności i ujawnia to, co w nas najlepsze. W ten sposób realizujemy się w naszym człowieczeństwie. Ale tu pojawia się problem. Bo jeśli uznamy niewinność za wartość moralną, to jak wygląda powinność jej realizacji? Zabieganie o niewinność jest skazane na niepowodzenie z samej natury niewinności. Niewinności bowiem nie da się zdobyć. Złodziej może stać się uczciwym człowiekiem, kłamca człowiekiem prawdomównym, jeśli się o to postarają. Można też podejmować wysiłki, by stawać się coraz uczciwszym, coraz bardziej prawdomównym. Z niewinnością tak nie ma, ponieważ niewinność rozumiana już nie jako brak winy, ale jako przymiot osoby jest jednorazowa. Nieprzywracalna i niestopniowalna. Ktoś, kto ją utracił, a nie musiało się to wcale stać z jego winy, już nigdy niewinnym nie będzie. Na tym właśnie polega krzywda zgorszenia. Przychodząc na świat, niewinność otrzymujemy w darze jako nasze wyposażenie, jako stan początkowy, który nie podlega naszym decyzjom. Jej młodszą siostrą i poniekąd sukcesorką, mniej może idealną, ale za to zdobywaną osobistym wysiłkiem, jest moralna czystość. W Złotej legendzie Jakuba de Voragine znajdziemy liczne przykłady świętych dziewic, które za cenę życia broniły swej niewinności. Specyficzny uzus językowy utożsamia tu niewinność z niepodjęciem aktywności seksualnej. W gruncie rzeczy w tamtych sytuacjach bardziej chodziło o czystość niż o niewinność, bo czystość w przeciwieństwie do niewinności rozumie naturę zła, które jej zagraża. To o czystość tak naprawdę walczymy, rzucając wyzwanie swoim nałogom, pokusom, skłonnościom i słabości. Z czasem, w wyniku tych naszych zmagań – przeciwnie niż to się dzieje z niewinnością – czystość rozgaszcza się w sercu i przejmuje inicjatywę: to, co ze względu na nią było kiedyś obiektem świadomej rezygnacji, walki i bolesnego wyrzeczenia, staje się zwolna czymś głęboko obcym, niechcianym, niemożliwym do zaakceptowania. A drugą istotną cechą czystości odróżniającą ją od niewinności jest zdolność odradzania się. Po najgłębszym upadku można powrócić do stanu czystości moralnej poprzez skruchę, pokutę, nawrócenie, a potem konsekwentne trwanie w tej postawie. Nie będziemy zatrzymywać się nad naturą czystości, bo to nie nasz temat, ale ważne, by nie mylić jej z niewinnością.
Niewinność a moralność
Jak więc wygląda status niewinności na tle innych wartości moralnych? Nie można jej zdobyć, nie można wyznaczyć jej sobie jako celu działania, nie można się w niej doskonalić. Można natomiast podziwiać ją, admirować i można ją chronić tam, gdzie już jest. A jest zazwyczaj u fundamentu innych wartości, ukryta pod nie swoją postacią i aktywna w sposób, który wydaje się być nie z tego świata. Niewielu ich, ale bywają ludzie, którzy nigdy i pod żadnym pozorem, bez względu na wynikłe stąd osobiste koszta i żywiołową dezaprobatę otoczenia, nie posługują się kłamstwem. Są tacy, od których nie usłyszy się frywolnego dowcipu, którzy nie są w stanie wysiedzieć na „bezpruderyjnej” sztuce, którym ból sprawia czyjś brak zahamowań i bezwstyd. Zdarzają się inni, zawsze czujni i gotowi nieść pomoc potrzebującym, których ofiarności nie umniejszą żadne przejawy cwaniactwa, sprytu lub pazerności ze strony tamtych. A są też tacy jak mała Anna, którzy obdarzeni niezwykłym zmysłem wiary, po prostu oddychają Bogiem, nieustannie czując Jego obecność przy sobie. Każda z tych postaw koncentruje się wokół innej wartości, ale ich wspólnym fundamentem jest właśnie niewinność. To ona, każąc brać w nawias sugestie płynące ze świata, nadaje tym postawom wymiar niemal heroizmu.
Niewinność - korzeń cnót
Ona sprawia, że świat ma swoje miejsca jasności. W ten sposób – pośrednio – konstatujemy jej obecność i doświadczamy jej mocy sprawczej. I coraz wyraźniej widzimy, że niewinność warta jest ochrony. Nie tylko ze względu na nią samą, ale także na bezcenne następstwa jej obecności w świecie. Powinnością człowieka, istoty moralnej, jest więc chronić niewinność. Wszelkie przejawy niewinności. Niewinność jako taką, bo jest korzeniem cnót, niewinność jako wartość przysługującą czemuś i stan niewinności, który jest naszym wyposażeniem u początku życia. Chronić to, co niewinne, znaczy stworzyć dla niego bezpieczną przestrzeń, gdzie nie dociera nic, co mogłoby je skalać. Czy to się udaje? Zazwyczaj w rodzinie dba się o to, by taką przestrzeń tworzyć wokół dziecka. Wymaga to wielu zabiegów i nieustannej czujności, ale niewinność dziecka jest czymś tak cennym, że nie żal starań, nawet gdy ich ostateczny rezultat nie olśniewa. A nie olśniewa, bo do natury naszego świata przynależy swoista nieprzychylność dla niewinności. Tego nie da się obejść ani zmienić. Rezultaty naszych wysiłków w celu ochrony niewinności będą co najwyżej punktowe i nietrwałe, podobnie jak rezultaty naszej niekończącej się batalii z entropią, z której jednak nie rezygnujemy, bo oznaczałoby to degradację. Jednak nie można winą za niepowodzenia obarczać tylko świata, w którym żyjemy. Nasze nikłe kompetencje jako strażników niewinności są tu niemniej istotne. Choć powinność ochrony spoczywa na każdym, czy ktoś z nas ma ku temu stosowne kwalifikacje? A jeśli, to w czym ich upatrywać?